Polska lekka atletyka
Polska lekka atletyka
Mój ukochany sport umiera na tym kontynencie śmiercią naturalną.
Lekkoatletyka jest sportem trudnym, wymagającym od kibiców znajomości jego tajników i wyższej sportowej ogłady.
Przeciwieństwem są piłka nożna, amerykański football, baseball czy koszykówka.
Rozrywka dostarczana przez sporty zespolowe należy do rodzaju „pełnej adrenaliny”. Sporty indywidualne należa do tych bardziej „intelektualnych rozrywek”.
Mimo tak smutnego obrazu lekkiej po tej stronie oceanu, rozwija się ona całkiem fajnie w Polsce.
Nie wiem, co jest przyczną takiego stanu rzeczy, ale podejrzewam – bardzo prawidłowa integracja poszczególnych pokoleń szkoleniowców i dzialaczy.
Gdy się tylko bliżej przyjrzę centralnym władzom sportowym, widzę w dalszym ciągu cała masę bardzo dojrzałych osoób zawiadujacyych zwiazkami sportowymi, tak centralnymi jak i terytorialnymi czy wojewódzkimi.
Pamiętam gorącą dyskusje na temat „leśnych dziadków” w PZPN, jednak dośwadczenie ma swoje plusy.
Przede wszystkim – dotarcie do centralnego finansowania. Bez tego lekka atletyka nie ma szans.
W Kanadzie centralne fiansowanie praktycznie nie istnieje i wlaśnie dlatego, mimo posiadaniu tutaj niesłychanych talentów, na wielkich zawodach prezentujemy tylko może 40-50% prawdziwych możliwości.
W Polsce, na szczęście, jest inaczej.
Centralne finansowanie czołowych zawodników i zawodniczek od kilkunastu lat zdaje egzamin.
Na ostatnich Mistrzostwach Świata Polacy wypadli doskonale i prezez PZLA dr Jerzy Skucha był w pelni szczęśliwy. Teraz jest nawet bardziej optymistyczny.
Pisze te słowa jeszcze prze Halowymi Mistrzostwami Świata, które odbędą się w Eugene, Oregon w marcu, ale już po kilku doskonałych mitingach Polakow.
Do połowy lutego byliśmy świadkami wielu niespodziewanie dobrych resultatów zawodników, którzy nie byłi dotychczas poważnie brani pod uwagę do sukcesów w Rio de Janeiro.
Zacznę od pchnięcia kulą.
Wynik 22.48, który kulą o wadze 6 kilogramów uzyskał 8 stycznia w Arenie Toruń Konrad Bukowiecki (PKS Gwardia Szczytno) został oficjalnie ratyfikowany przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) jako halowy rekord świata juniorów. Super!
Przypomnijmy, że Bukowiecki w Toruniu poprawił o ponad 10 centymetrów rekord świata Davida Storla, który 20 grudnia 2009 roku pchnął 22.35. David Storl jest aktualnym mistrzem świata w tej konkurencji.
Na wielkch miedzynarodowych zawodach „Pedro Cup” w Łodzi doszlo do sensacji.
W fenomenalnym stylu Michał Haratyk, uzyskując w łódzkiej Atlas Arenie rezultat 21.35, został liderem światowych tabel w pchnięciu kulą.
Dodam, że Haratyk pokonal dwukrotnego mistrza olimpijskiego Tomasza Majewskiego, który był trzeci … jeszcze za Bukowieckim.
Haratyk i Bukowiecki legitymują się przepustkami na Mistrzostwa Świata, a Majewski … jeszcze nie!
Skok wzwyż:
Współposiadaczką najlepszego wyniku na świecie w skoku wzwyż została Kamila Lićwinko, która, skacząc 197 cm wypełniła tym samym minimum PZLA na halowe mistrzostwa świata.
Sprint:
Ewa Swoboda czasem 7.07 poprawiła podczas mityngu Copernicus Cup halowy rekord świata juniorek w biegu sprinterskim na 60 metrów.
Ewa Swoboda w eliminacjach pobiegła 7.16 – tym samym wyrównała swój trzeci najlepszy rezultat w karierze. To co stało się w finale zachwyciło wszystkich zgromadzonych w Arenie Toruń – Ewa Swoboda wyszła dynamicznie z bloków i z każdym metrem wyprzedzała rywalki, a gdy wpadła na metę oszalała z radości.
Jest, jak na razie, dobrze w lekkiej atletyce nad Wisłą.
Miejmy nadzieję, że to wszystko przełoży się na medale w Rio.