Szarapowa i inni
Szarapowa i inni
Znów zrobiło się głośno wokół Szarapowej. Tym razem za sprawą testu antydopingowego, którego znakomita rosyjska tenisistka – nie przeszła.
Cała sprawa nie mieścii mi się w głowie. Trenowałem osobiście sporą grupę olimpijczyków, którzy byli badani wielokrotnie, podobnie do Szarapowej.
Zawodnicy tej miary mają jeden główny obowiązek – prestrzeganie przepisów, a szczególnie – przepisów dotyczących dopingu.
Doping – dopingowi nie równy.
W ostatnich latach ugruntowało się przeświadczenie, że używanie środków zakazanych, czyli znajdujących się na liście zabronionych środków farmakologicznych poprawiajacych wyniki sportowe.
Logicznie i technicznie – środki, które nie są ujęte na tej liście należą do tych dozwolonych.
Wiadomo, że istnieje cała gama środków, które mają podobne działanie, jednak ze względu na nieznaczną różnice w strukturze biochemicznej mogą być zaliczane do jednej grupy (tych niedozwolonych) lub do drugiej – tych dozwolonych.
Sprawdzanie nowych zabronionych środków jest takim samym obowiązkiem zawodnika jak – zwykły trening.
Wypada tutaj dodać, że w wielu przypadkach zawodnicy mogą być zagubienii, gdyż ten sam środek może mieć inne nazwy.
Pamiętacie, drodzy Czytelnicy, Bena Johnsona?
Został złapany na używaniu stanozololu.
Stanozolol ma również inną nazwę – winstrol. Jeśli się tego nie wie, to już mamy problem.
Stanozolol był popularnie używany przez sportowców w NRD, ze względy na krótką aktywność w organiźmie.
Wjazd zespołów kontrolującyych do NRD w latach 70-80-tych był niemożliwy beż wcześniejszej wiedzy rządu. Z kolei doping był rządowym programem, więc wstrzymanie kontrolerów na dłużej na granicy zapewniało bezkarność.
Środek był zakazany i jego wykrywalnośc – mizerna. Dopiero wiosna 1988 roku opracowano technikę wykrywania tego środka, które mógłby być używany nawet na ponad 6 miesięcy przed pobraniem moczu.
Dlatego też Ben wpadł, a za nim – spora grupa innych gwiazd.
Carl Lewis również „szprycował się” tym samym środkiem oraz hormonem wzrostu, jednak potężny Amerykański Związek Lekkiej Atletyki zapewnił mu i wielu innym amerykańskim gwiazdom bezkarność i obronę.
Teraz -ten ostatni skandal dopingowy dotyczy środka o nazwie meldonium.
Wielu sportowców, głównie rosyjskich, z Szarapową na czele, z różnych dyscyplin, miało pozytywny wynik testu antydopingowego.
Przytoczę tu, za „Przeglądem Sportowym” wypowiedź wielkiego przeciwnika nielegalnych środków wspomagających, mistrza olimpijskiego 2000 w Sydney w rzucie młotem – Szymona Źiółkowskiego.
„Słyszałem o tym leku wcześniej, nawet miałem z nim kontakt, będąc w 2004 roku na Białorusi. Nam zostało wówczas wytłumaczone, że jest to lek, który wspomaga pracę mięśnia sercowego i absorpcję innych środków, które z tym lekiem są jednocześnie podawane. U mnie się on specjalnie nie przyjął”.
Spróbuję tą wypowiedź przetłumaczyc na prosty polski jezyk: „miałem z tym kontakt” – brałem.
Oczywiście nic w tym złego, skoro środek nie był na liście tych zabronionych.
Wytłumaczenie, że środek wspomaga prace mięśnia sercowego i absorpcje innych środków podawanych jednocześnie – oznacza szukanie innych drug wspomagania w sporcie.
I tu wkraczamy w tzw. szara strefe uczciwości. Ziółkowski, wielki przeciwnik nielegalnych środków używa wspomagające środki, które trafiają na listę tych niedozwolonych jakiś czas później.
Sytuacja w sporcie jest, niestety taka, że wszystkie najlepsze wyniki osiagnięto na wspomaganiu.
Uprawianie sportu po harcersku już nigdy nie będzie miało miejsca ze względu na wielkie pieniądze wchodzące w grę, w obsłudze samego sportu i korzyściach materialnych ze zwycięstw (zakłady, nagrody, promocje itp.).
Nie jestem ani optymista ani pesymista w sprawie dopingu. Jestem realistą i nie widzę wielkich zmian na horyzoncie poza tymczasowym mydleniem oczy przez organizacje sportowe.