Śmierć "Białego Anioła"
Śmierć "Białego Anioła"
Odszedł w zaświaty Edmund Piątkowski – jedna z najjaśniejszych gwiazd słynego Wunderteamu, lekkoatletycznej reprezentacji Polski z lat 1956-1966.
Niby każdego czeka taki koniec, jednak w niektórych przypadkach – łza się w oku kręci.
Mundek nie był moim bliskim kolegą, jednak znaliśmy się z boiska. Startowaliśmy wielokrotnie na tych samych imprezach: ja – jako początkujacy miotacz, On – jako sprawdzona gwiazda światowego formatu.
W tym samym czasie jasno błyszczała inna, młodsza gwiazda – Władysław Komar, jednak Władek i Mundek byłi z zupelnie innych planet. Władek – wielgachny i głośny, Mundek – bardzo cichy.
Edmund Piatkowski był stosunkowo „mikrej” postury, jak na miotacza dyskiem (183 cm wzrostu, 96 kg wagi), w związku z czym nikt niczego wielkiego po nim się nie spodziewał … na początku kariery.
Szybko okazało się, że Piątkowski nadrabiał swoje słabsze warunki fizyczne siłą i szybkością, ale przede wszytkim niesamowitym uporem i zaangażowaniem.
Bardzo szybko został mistrzem i reprezentantem Polski w rzucie dyskiem.
Na początku startował w parze z moim byłym trenerem prof. Eugeniuszem Wachowskim, a w kilka lat później – z bydgoszczaninem Zenonem Begierem.
To była dość ciekawa para: Zenek miał ponad dwa metry wzrostu i zdecydowanie górował warunkami fizycznymi nad Mundkiem, jednak dysk wyrzucony ręką Piatkowskiego zwykle latał dalej.
Przypomnę te najwążniejsze osiągniecia Piątkowskiego: 22 sierpnia 1958 roku w Sztokholmie osiągając odległość 53.92 został mistrzem Europy w rzucie dyskiem (jednocześnie ustanowił rekord imprezy). Rok później – 14 czerwca 1959 roku – na warszawskim Stadionie X-lecia rzucając, podczas 6. Memoriału Janusza Kusocińskiego, 59.91 ustanowił rekord świata. Piątkowski poprawił wówczas wynik Amerykanina Fortune Gordiena, który 22 sierpnia 1953 roku w Pasadenie rzucił 59.29. Rekord globu Piątkowskiego w kolejnym sezonie wyrównał inny zawodnik zza wielkiej wody, potęznie zbudowany Amerikanin – Rink Babka.
Oprócz poprawienia rekordu globu dwukrotnie śrubował także rekord Europy – w 1959 wynik słynnego Włocha Adolfo Consoliniego poprawił na 57.89 (10 maja, Łódź), a dwa lata później Węgra Józsefa Szécsényi na 60.47 (16 sierpnia 1961, Łódź). Ten drugi rezultat jako najlepszy w Europie przetrwał do 4 czerwca 1962 roku.
Trzynastokrotny rekordzista Polski – najlepszy wynik w historii naszego kraju doprowadził do rezultatu 61.12 w 1967 roku.
Właśnie to osiągnięcie Piątkowskiego utkwiło mi na zawsze w pomięci i profesjonalnym przygotowaniu jak wyznacznik doskonałego wyniku w rzucie dyskiem, osiągniętego bez „koksu”.
Wszystkim znawcom sportu znana jest sytuacja, która zaistniała pod koniec lat 60-tych na świecie prawie we wszystkich sportach.
Z lekkoatletyka jest tak, że wyniki mierzy się i porównuje przez generacje.
Mundek wygral Mistrzostwa Europy w 1958 roku jako 22-letni młody człowiek, i, mimo, że poprawil swoje wyniki znacząco – przegrał z trzema Niemcami z NRD w 1966 roku w Budapeszcie.
Był to początek końca romantycznej historii lekkiej atletyki.
NRD, jako kraj, popierany przez władze centralne, zostal krajem-laboratorium dopingu w sporcie.
Wszyscy, którzy w tamtych czasach startowali przeciwko NRD-owcom widzieli na własne oczy ogromne zmiany w krótkim czasie, tak w wyglądzie zawodników i zawodniczek, jak i w resultatach.
Mundek był tego rodzaju „zjawiskiem”, który nawet nie brał witamin dla poprawy zdrowia.
Wierzyl w czysty sport, czysty sposób bycia i życia oraz totalną uczciwość w każdej dziedzinie życia.
Takie „starożytne” podejście do bieżących spraw nie zjednywało mu wielu przyjaciół. Przypomnę– życie za „żelazna kurtyną” wymagało od sportowców „godnego reprezentowania ojczyzny”, czyli innymi słowy – wygrywanie, często – za wszelka cenę.
Piątkowski zdawal sobie sprawę z tej sytuacji i był coraz bardziej rozczarowany polityką władz nie tylko sportowych. Dodatkowo – wiedział się, że jego konkurenci z NRD i USA stosują doping farmakologiczny. Z tego powodu, głęboko rozczarowany – po zakończeniu lekkoatletycznej kariery – całkowicie zerwał kontakt ze środowiskiem sportowym.
Wcale Mu się nie dziwiłem …