Rekord życiowy (1)
Rekord życiowy (1)
Popularnym w sporcie słowem jest „życiowka”, czyli rekord życiowy.
Zawodnicy tak młodzi jak i starsi trenują przecież po to, aby się na bieżąco poprawiać.
Takie „życiówki” są zagrożone praktycznie codziennie, bo tak zawodnicy jak i trenerzy szukają nieustannie sposobów na poprawianie wyników sportowych.
Żeby nie być gołosłownym, podam, że w większości sportów prowadzi się przeróżne testy w miarę regularnie, co kilka tygodni. Także obserwacje codziennego treningu również mogą sugerować zawodnikowi zwyżkę lub obniżkę formy.
Taka „życiówka” lub po angielsku „personal best” to praktyczny wymiernik istniejącego przygotowania fizycznego zawodnika.
Jednak nie tylko z takimi „życiowkami” mamy do czynienia.
W okresie rozwoju kariery zawodniczej sportowcy poprawiaja swoją pozycje na przeróżnych listach kwalifikacyjnych. Tu też mamy do czynienia z „życiówkami”.
Przykładowo – zawodnik był sklasyffikowany na 100-ej pozycji w tenisie na świecie, jednak wygrał turnniej i podskoczyl w rankingu o, przykladowo, 20 miejsc. Życiówka, i to piękna.
W ostatnim tygodniu oglądałem z trybun zmagania młodych lekoatletek i lekkoatletów w Windsor podczas dorocznych zawodów – mistrzostw prowincji Ontario w tej pięknej dyscyplinnie sportu. Te zawody mają popuarną nazwę „OFSAA”.
Są to przeogromne zawody w trzech kategoriach młodzieżowych: młodzika, juniora i seniora w szkolach średnich.
Aby uczestniczyć w nich, zawodnik musi przejść całą serie eliminacji na lokalnych arenach.
Finaly OFSAA odbywają się w różnych dużych miastach Ontario i są traktowane przez młodych sportowców na poziomie Igrzysk Olimpijskich.
Oczywiście – mam tu na myśli aspekty psychologiczne. Dlaczego?
Oóż w ciągu jednego roku uczeń może trafić z bardzo odległych miejsc w Ontario na tą centralną arenę i … wygrać, lub się „spalić”.
Młodzi ludzie nie potrafią jeszcze ukrywać swoich uczuć w podobjy do dorosłych sposób i obserwatorowi takiemu jak ja, po raz któryś w życiu uzmysławia, że nie tyko poziom olimpijski liczy się na świecie.
Oglądałem z bliska konkurs skoku o tyczce.
Konkurenncja ta jest skomplikowana technicznie i w praktyce tylko ci, którzy maja trenerów znających się na rzeczy są w stanie wygrać lub nawiązać walkę z najlepszymi.
Podczas konkursu junorów startowal chłopak z Dryden, małej miejscowości w Północnym Ontario.
Miał on mgliste pojecie o technice, chociaż nie był zupelnie „zielony”.
Poprawil swój rekord życiowy o 20 cm, zajął 12 miejsce i był niewykle szczęśliwy.Nie wygrał, ale zaprezentował się ze swej najlepszej strony.
Czysty sport!
Zwycięzcą został tyczkarz z Toronto. Ten z kolei „życiówki” nie ustanowił, jednak trenując pod okiem dobrego trenera w dobrze wyposażonym ośrodku sportowym, miał przewagę już od samego początku.
Dlaczego o tym piszę?
Otóż obserwacje zmagań młodzieży na arenach sportowych oraz zbliżające się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej mają z sobą jedną ważną cechę wspólną: „życiówkę”.
Chłopak z Dryden wypadł w Windsor doskonale. Najlepiej, jak tylko mogł.
Chlopacy z Polski będą mieli okazje zaprezentownia się na arenach we Francji równie … z jak najlepszej strony. Problem jest w tym, że wszyscy kibice będą osądzali na bazie swoich, często totalnie, pomylonych kryteriów.
Dodatkowym utrudnieniem będzie przeciwnik.
W opisanym wcześniej przypadku ze szkoły średniej, jedynym przeciwnikiem chłopca z Dryden była on sam.
W przypadku polskiej reprezentacji piłkarze będą zmagali się w dwoma przeciwnikami: drużyną po przeciwnej stronie boiska i … samymi sobą.
Mają w tym sporo doświadczenia tak krajowego jak i międzynarodowego.
Myśle, że im się uda.
Powodzenia!