Rio 2016 (1)
Rio 2016 (1)
No – i zaczęło się! Czekałem na otwarcie igrzysk z niecierpliwością i obawą, ale początek jest zupełnie fajny.
Z mojego osobistego doświadczenia, porównując Igrzyska Olimpijskie, które albo widziałem jako uczestnik, lub – w telewizji, wydaje mi się, że są one podobne do tych najlepszych – w Barcelonie 1992.
Dlaczego? Zacznę od ogólnej atmosfery.
Tak w Barcelonie jak i w Rio de Janeiro nikt nie oczekiwał super organizacji.
W moich poprzednich Igrzyskach w Seulu doświadczyłem perfekcyjnej organizacji, ale, jak to narody, każdy ma swoje plusy i minusy. Narody azjatyckie (Chiny, Japonia czy Korea) słyną z dobrej organizacji i sami przekonaliśmy się na własne oczy, jak to było. Kraje południowe są bardziej „rozluźnione”, niestety, pod względem organizacyjnym również.
Piszę te słowa we wtorek wieczorem, czyli po czterech dniach zmagań – i – nic się jeszcze groźnego i niebezpiecznego nie stało, bo przecież czytając gazety, oglądając TV przed ceremonią otwarcia czlowiek mógł wpaść w przerażenie.
Otwarcie było fajne, na miarę czasów i w miare budżetu.
mówmy się, po ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku nikt się chyba nie spodziewa, że jakikolwiek kraj Chińczyków pod tym względem przewyższy.
Nad wynikami nie będę się specjalnie rozpisywał, bo wszyscy, na bieżąco, śledzą prasę czy internet. Zajme się raczej sprawami „zakulisowymi”.
Zacznijmy od osoby zapalającej znicz. Miał to być znakomity piłkarz Pele, ale ma problemy ze zdrowiem i, w rezultacie, znicz zapalił maratończyk Vanderlei de Lima.
Nie jest on żadnym bożyszczem w Brazylii, ani też żadnym zlotym medalistą.
Przypomnę, że na trasie maratonu w 2004 roku w Atenach zostaą zaatakowany przez jakiegoś wariackiego widza, co mu zabrało szanse na medal. De Lima jednak nie narzekał, tylko zdobiegł do końcaz, a potem został przykładem sportowca, który, po prostu, nigdy się nie poddaje.
Własnie taki przykład olimpizmu wybrano, i, wydaje mi się, słusznie.
Dalej – Michael Phelps.
Phelps był wybranym na chorążego ekipy amrykańskiej. Są to jego czwarte igrzyska i wszyscy wiemy jak jest on „zacięty” na złote medale. Startowal przecież zaraz nazajutrz.
Wybral jednak opcje uczestniczenia po raz pierwszy (i chyb ostatni) w ceremonii otwarcia. Zaryzykowal też „klątwę chorążego”, jednak już trzy złote krążki zgarnąl. Będzie miał ich pewnie więcej.
Zawsze mamy do czyniania z aferami na Igrzyskach. Tym razem – też. Nie z winy organizatorów, lecz z winy MKOL.
MKOL jest najbardziej „bandycką” organizacją w sporcie. FIFA – to nic wielkiego w porównaniu z MKOL. Oczywiście – poszło o reprezentację Rosji.
Nie chce zajmować stanowiska w tym względzie, bo znam życie i wiem, że nikt znaczący w sporcie wyczynowym nie jest „czysty”. Wiem jedno – USA ma najwięcej do powiedzenia, bo, w końcu, najwiecej szmalu do MKOL przeplywa z USA.
Rosjanka Julia Jefimowa, zlapana wcześniej na dopingu, startowala w plywaniu i zdobyla srebry medal. Publicznośc buczała, ale medal wręczono.
Zasada MKOL była niby taka, że poprzednio zdyskwalifikowani zawodnicy mieli nie występować.
Dotyczyłoby to także podwójnie złapanego amerykańskiego sprintera Justina Gatlina, ale nie tylko, bo jest też wielu innych Amerykanów w takiej sytuacji. Okazuje się jednak, że Gatlin akurat może zdetronizować Usaina Bolta naw najwyższym podium, więc dlaczego tego nie zrobić?
Dodatkowo – chodzi, jak zwykle, o pieniądze.
Sponsorem Bolta jest Puma, niemiecka firma obuwia (przypomnę że zalożycielami Adidasa i Pumy – to niemieccy bracia Dassler). Sponsorem Gatlina jest amerykańska firma Nike.
Nie ma ważniejszego zdarzenia na sportowej arenie niż olimpijski final biegu na 100 m.
Amerykanom będzie zależało na zwycięstwie, przez co sprzedadza więcej wyrobów Nike.
Całemu światu będzie chyba zależało na zwycięstwie Bolta, bo, jak na razie, on jest jeszcze symbolem „czystego sportu”. Podkreślam „jeszcze”, bo z doświadczenia trenerskiego tak szybkie bieganie z pewnościa nie jest oparte li tylko na talencie i poprawnym treningu.
Jedno jest pewne – emocji nie zabraknie.