Trzej królowie?
Trzej królowie?
Zakończył się tradycyjny noworoczny Turniej Czterech Skoczni i wszyscy wiemy z jakim wielkim sukcesem polskich skoczków.
Nie jestem absolutnie znawcą tej trudnej dyscypliny sportu, więc większość informacji cytuje za Przeglądem Sportowym.
Ponad 35 punktów przewagi osiągnął Kamil Stoch po ostatnim konkursie Turnieju Czterech Skoczni. Piotr Żyła i Maciej Kot nadrobili aż trzy pozycje po konkursie w Bischofshofen i zajęli odpowiednio 2. i 4. miejsce w klasyfikacji końcowej. Wielkie sukcesy trójki Polaków przysłoniły występy innych biało-czerwonych, którzy również poradzili sobie dobrze.
Takiego szaleństwa w wykonaniu Polaków jeszcze nigdy w historii nie było.
O oto końcowa klasyfikacja Turnieju Czterech Skoczni 2017:
1. Kamil Stoch (POL) 997.8 pkt
2. Piotr Żyła (POL) 962.5
3. Daniel Andre Tande (NOR) 941.8
4. Maciej Kot (POL) 934.3
Turniej przebiegał w dość dramatyczny sposób. Obserwujący przechodzili przeróżne krańcowe uczucia.
Statystyki mówiły, że w ostatnich latach zwycięzcą turnieju zostaje ten zawodnik, który prowadzi po trzech konkursach. Kamilowi Stochowi udało się przełamać ten impas i wygrać. Tym samym stał się drugim Polakiem, który dokonał tej sztuki. Wcześniej, jak wiemy, w 2001 roku najlepszy w niemiecko-austriackiej imprezie był Adam Małysz.
To nie jedyne osiągnięcie Stocha. Reprezentant Polski dołączył do wąskiego grona skoczków, którzy zdobyli tytuł mistrza olimpijskiego, mistrza świata, wygrali Puchar Świata oraz Turniej Czterech Skoczni. Do tej pory w tym gronie byli Matti Nykaenen, Toni Nieminen, Jens Weissflog i Thomas Morgenstern.
Za sukcesami polskich reprezentacyjnych skoczków stoi cały sztab szkoleniowy.
Szefem jest Austriak Stefan Horngacher.
Niecałe dziesięć miesięcy po objęciu funkcji pierwszego szkoleniowca reprezentacji biało-czerwonych, świętował jeden z największych sukcesów w historii polskich skoków narciarskich.
Władze PZN są przekonane, że trener Horngacher jest gwarancją dobrych wyników. Nie dość tego – są przekonane, że kadra powalczy o triumfy również na Igrzyskach Olimpijskich w 2018 roku.
Sukces może rodzić obawy, że ktoś inny przebije stawki trenerskie. W końcu szmal się liczy.
Takie obawy rozwiał prezes PZN Apoloniusz Tajner. Powiedział: „Nie wydaje mi się, żeby któraś z reprezentacji próbowała podkraść nam Stefana. Takimi sukcesami na pewno otworzył sobie drogi na przyszłość, ale nasz kontrakt obowiązuje do igrzysk olimpijskich w Korei:”.
Oprócz zwycięstwa Kamila Stocha w 65-tym Turnieju Czterech Skoczni, Horngacher przyczynił się również do wysokich lokat innych Polaków w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Przypomnijmy: piąty jest Maciej Kot a dziesiąty – Piotr Żyła.
Trener Horngacher jednak przestrzega: „Mamy przed sobą bardzo dużo intensywnej pracy. Czas na wielką radość przyjdzie po sezonie”. Nic w tym dziwnego, bo takie podejście do wykonywanych obowiązków sprawdza się od kilku miesięcy. Już podczas Letniej Grand Prix równych sobie nie miał Kot, który zdeklasował światową czołówkę. Jak się później okazało, był to dopiero przedsmak tego, co czekało nas w zimowych okresie, a przecież przed zawodnikami jeszcze mistrzostwa świata w fińskim Lahti.
Należy jednak wspomnieć tutaj pracę trenera Łukasza Kruczka. To przecież nie kto inny, ale właśnie on przygotował Stocha do wygrywania Pucharu Świata i zdobywania złotych medali olimpijskich. To również Kruczek wyselekcjonował obecna kadrę, która z miesiąca na miesiąc dojrzewa.
Dalej o obecnej kadrze trenerskiej: kolejny Austriak Matthias Prodinger.
“Dixi” albo “Prodi”, jak na niego wołają, jest współpracownikiem Polskiego Związku Narciarskiego. To kolega trenera Stefana Horngachera. Znają się jeszcze z czasów wspólnych startów na skoczni.
Horngacher zawsze słynął z tego, że starał się szukać rezerw w sprzęcie. To on razem z trenerem Heinzem Kuttinem był jednym z pomysłodawców obniżania kroku w kombinezonach. Pracę z polską kadrą też rozpoczął od przeglądnięcia sprzętu. Niektóre z kombinezonów zostały natychmiast przez niego odstawione. Za te odpowiedzialny jest Czech Michal Doleżal. Sprzętem w obrębie nart zajmuje się właśnie Prodinger.
Ciekawe zjawisko: polski trener przygotował i zbudował przez lata, z mozolnym trudem, fundamenty tego sukcesu, jednak nikt, może oprócz mnie, o nim nawet nie piśnie.
Typowa polska mentalność.