Juice
Juice
Chyba jestem już na etapie życia sportowego, kiedy nic mnie nie powinno zaskoczyć, ale jednak.
Pamietamy zawieruchę antydopimgową i dopingową, która powstała przy okazji przyznania się do brania koksu przez najwiekszą gwiazdę kolarstwa w historii – Lance’a Armstronga.
Nie pisałbym na ten temat, bo niby to stara historia, jednak życie po raz ktoryś mnie „poruszyło”.
Mój kolega po fachu Mirek Mazur, były trener zespołów olimpijskich w kolarstwie, pokazał mi niesamowite nagranie Tylera Hamiltona, który opowiedział studentom Universytetu Oksfordzkiego o dopingu w kolarstwie.
Nie najważniejsze jest stwierdzenie, że takowy istnieje, bo, w końcu wiemy o tym już od końca 19 stulecia. Najbardziej uderzyła mnie wypowiiedź dotycząca procesu „wsiąkania” w ten świat wielkiego i niczystego sportu.
Tyler Hanilton był bardzo utalentowanym zawodnikiem. Tak bardzo utalentowanym, że wygrywal bardzo poważne wyścigi w US i także po tej stronie Wielkiej Wody.
Sam przyyznał, że najbardziej prestiżowymi wyścigai są te w Europie i przeniósł się na Stary Kontynent praktycznie na stałe. I zaraz trafił na sytucje „wsiąkania”.
Zaczął swoje szosowe boje w latach 90-tych, kiedy to testowanie kolarzy w czasie wyścigów ‘Wielkiej Pętli” praktycznie nie istniało.
Trzymal się jednak kurczowo środka peletonów, bo na tyle było go stać n „na czysto”.
Oglądał na bieżąco precedery „dokarmiania” zawodników nawet w czasie jazdy na rowerze, na etapach, Wyglądało to następująco: kierownik drużyny podjeżdżał samochodem i podawał „lunch” w odpowiednich torebkach.
Tyler do „grupy” nie należał, więc takich „posiłków” nie dostawał.
Oczywiście, po kilku czy kilkunastu wyścigach był tak fizycznie wykończony, że nie byl w stanie już nawet wsiadać na rower.
Wtedy to doktor zespołu podał mu testosteron. Chłopisko wróciło do sił prawie natychmiast.
Oczywiście – Hamilton dalej się wachal, ale życie pokazywało jedyną drogę do kolarskiego sukcesu. Zreszta w tamtych czasach indywidualni zawodnicy faktycznie nie odpowiadali ze doping, tylko drużyny, więc proceder trwał w najlepsze.
Sprawy przybrały inny obrót w momencie gdy wybuchła afera najwiekszej stajni kolarskiej – Festina.
To było pod koniec lat 90-tych, kiedy to policja francuska wykryła sterty strzykawek, opakowań środków dopingowych. Wtedy to kolarze musieli zacząć odpowiadać za szprycowanie się sami.
Lance Armsrong zorganizowal system, który na tamte czasy działal bez zarzutu.
Tyler Hamilton chciał się do ekipy Armstringa załapać, ale to nie było takiem łatwym zadaniem.
Armstronga obchodziła tylko jedna rzecz- zwycięstwo. Aby zwycięzyć w Tour de France najlepiej naszprycowany kolarz musial mieć najlepszą drużynę wspomagającą. Zwykły utalentowany zawodnik nie był w stanie sprostać wymaganiom.
Hamilton już „wsiąkł” w to bagno wcześniej, wiec został członkiem US Postal Team i cztery razy pomógl Armstrongowi wygrać.
Przypomnę, że pieniądze w kolarstwie są dzielone na zespół, bo lider nie jest w stanie nic sam zrobić. Pienądze były szalenie wielkie, więc nie tylko smak zwycięstwa ale i też konto bankowe pozwalało wiekszości kolarzy przymykać oko na tzw. etyczne strony wyścigu.
Hamilton był już doroslym mężczyzna, gdy zgodził się na doping. Nikt go do tego nie zmuszał.
Inaczej mialy się sprawy z małolatami. Przykladem mogą być doświadczenia z NRD, gdzie już 14-15 latki były faszerowane środkami niekoniecznie naturalnymi.
Oczywiście nie zaczynano tego procederu od najcięższej artylerii, ale sama struktura systemu zmuszała niejako do rozumienia, że bez wspomagania nie ma wyniku już wśród najmłodszych.
Z opracowań dostępnych po upadku muru berlińskiego wynika sporo. Niemcy, jak zwykle, byli bardzo pedantyczni i zostawili sporo informacji zaksięgowanych jako „ściśle tajne”.
Sport w okresie zimnej wojny był najwidoczniejszym „pokojowym” orężem, gdzie widać było kto jest górą.
Problem dopingu to nie tylko problem kolarstwa, komuny czy sportów wymiernych.
Ostanio jeden z moich kolegów – znawców sportu powiedzial, że fajnie ogląda się ligę angielską i piłkę nożną w szczególności. Powodem jest to, że widowisko wydaje się być zawsze na najwyższych obrotach.
Na moje pytanie o cenę zdrowotnąa takiego widowiska od strony zawodników odpowiedział –
Chodzi o widowisko. Ten cały antydoping to jedna farsa tak czy owak …