Australian Open
Australian Open
Są widowiska sportowe i są widowiska sportowe….
Grand Slam – to cztery wielkie imprezy tenisowe rozgrywane corocznie. Zaczyna się on w styczniu w Australii (w Melbourne), potem w maju – w Paryżu, w lipcu – w Londynie i we wrześniu – w Nowym Jorku.
Te turnieje są najbardziej prestiżowe i każdy z tenisistów i kibiców o tym doskonale wie.
Nie wszyscy jednak wiedzą, że mimo podobieństwa – turnieje te jednak znacznie różnią się między sobą.
Turniej australijski jest najbardziej lubiany przez wszystkich zawodników i trenerów.
Jest wiele powodów do takiego jego traktowania przez uczestników, a pierwszym z nich jest położenie geograficzne i urok przyrody na Antypodach.
Następnie, chyba, najważniejszą cechą tutejszego turnieju jest typowa dla Australijczyków gościnność, pogoda ducha, znajomość sportu i, przede wszystkim, doskonale zorganizowany przez prawdziwych zawodowców pokaz kunsztu marketingowego z niesamowitym luzem.
Tego z pewnościa inne kraje tak szybko nie dogonią.
Miałem już ochotę pisać o Australian Open już w ubiegłym tygodniu, ale nic wielkiego się nie działo z wyjątkiem nagminnego odpadania gwiazd, tych z najlepszymi numerami, najlepiej rozstawionych.
Druga połowa turneju zaczęła się od początku triumfalnego marszu czterech znakomitośći – legend tenisowych.
Wśród kobiet siostry Williams zostały nastarszymi uczestniczkami finału, a Serena Williams, nie tylko, że została najstarszą zwyciężczynią Welkiego Szlema, to jeszcze na dodatek – ustanowiła absolutmy rekord świata w ilości wygranych turniejów z najwyższej półki. Razem z siostrą dokonały czynu chyba nie do powtorzenia tak pod względem jakości jak i wieku, czy delikatniej mówiąc – stażu zawodniczego.
Przyznam, że finału kobiet nie oglądałem, natomiast nie mogłem doczekąć się finału mężczyzn,
Z uwagi na niedogodna porę do oglądaia na żywo – nagrałem całe spotkanie, aby w spokoju delektowac się jakością tenisa.
A była to uczta dla koneserów.
Jeśli mówimy o dramatycznych spotkaniach, to to właśnie do takich należało.
Mecz był w sumie nierówny, chociaż stał na najwyżsym poziomie sportowym.
Nierówny dlatego, że inicjatywa zmieniała się jak w kaledoskopie.
Poza tym, że walka była zacięta przez całe pięć setów, można było sobie wybrać i powtórzyć wielokrotnie zagrania, że tak powiem – nie z tej planety.
Koniec końców – Roger Federer wygral swój 18-ty wielkoszlemowy tytuł, jednak jak sam przyznal, chętnie widziałby remis w tym spotkaniu.
Federer i Nadal to dwie postacie jakby z innego świata.
Sa bardzo zbliżeni budowa fizyczna, wiekiem czy wartościami moralnymi, jednak całkowicie odmienni pod względem stylu, temperamentu i psychiki zawodniczej.
Najważniejszym jednak jest fakty, że obaj konkurują ze sobą lub przeciwko sobie już od lat i najlepsze pojedynki tenisowe w historii są właśnie ich udziałem.
Obaj są przyjaciółmi poza kortem, jednak z postawy na korcie nikt by tego nie spodziewał się.
Ich triumf w Melbourne jest miłym zaskoczeniem dla wielbicieli ich talentu, jednak sporym rozczarowanie w stosunku do tzw. nowej młodej fali.
Wprawdzie Andy Murray czy Novak Djokovic siegaja już trzydziestki, to jednak sporo spodziewano się po kolenych trzech muszkieterach o nazwiskach: Kei Nishikori, Grigor Dymitrow i Kanadyjczyku Milos Raonic. Polegli oni z rąk starej gwardii.
Przytocze tu pytanie i odpowiedź z konferencji prasowej po tym gigantycznym finale:
Dziennikarz do Federera: Na korcie pożegnał się pan słowami „jeśli wrócę w następnym roku”. Co one oznaczają?
Roger Federer: Tyle, że nie wiadomo, ile w moim ciele i organiźmie zostało jeszcze tenisa. Nic więcej. Jeśli doznam kontuzji, być może opuszczę turniej tak jak Rolanda Garrosa czy US Open w 2016 roku. Czuję, ile kosztował mnie ten start i trzy pięciosetówki… Z moją wypowiedzią nie wiążą się jednak żadne tajemnice czy ukryte zamiary. Nie mam planu, by już odchodzić. Chcę wrócić za rok, oczywiście jeśli zdrowie pozwoli. (za Przeglądem Sportowym).
Jak znam życie, to wydaje mi się, że Roger Federer jest „tenisowo spełniony”. Sam przyznał, że nie spodziewał się takiego finiszu w Melbourne i chyba zdaje sobie sprawę, że powoli przychodzi na niego czas, aby w pełni blasku odejść ze światowych kortów.