Gdy mistrzowi odbije
Gdy mistrzowi odbije
Podczas mojego okresu rozwojowego w polskim środowisku lekkoatletycznym miałem do czynienia z wieloma wielkimi mistrzami: tak zawodnikami jak i trenerami.
Nazwiska jak Szewinska, Kłobukowska, Piątkowski, Sidło, Schmidt, Foik, Badeński, Komar, Kozakiewicz, Śllusarski, Malinowski, Wszoła – same o sobie świadcza i przyznam – zawsze milo było z nimi przebywac czy rozmawiac.
Wielkie gwiazdy stąpające po normalnej lekkoatletycznej niwie. Bez szaleństw, bez fochów, bez obnoszenia się – całkowita normalka. Ha – normalka, bo wszyscy byli w podobny lub nawet jednakowy sposób nagradzani. Kolorowy telewizor, mieszkanie M4 i może jakis fiat. Hej – w końcu mistrzowi też się coś należy!
Potem przyjechalem do Kanady i kontynuowałem moje lekkoatletyczne życie – jednak już w zupełnie innym środowisku.
Trafiłem na wyjątkowy okres w hstorii lekkiej – współzawodnictwo Bena Johnsona z Carlem Lewisem.
Wszystko na początku wydawało się być normalne.
Obaj wyjeżdżali na zawody za kasę swoich narodowych zwiążków sportowych, jednak kasą zarobioną na zawodach z tymi związkami nie dzielili się.
To był poczatek złego modelu sportowego. Zresztą – czego innego spodziewać się po urzednikach i oganizacjach państwowych!
Zawodnicy zarabiali ogromny szmal, środki masowego przekazu sytuację pompowały i, nic dziwnego, że obu facetom, co tu dużo mówic – odbiło.
Po raz pierwszy spotkałem się z tym zjawiskiem na lotnisku w Rzymie, w 1987 roku, kiedy to po przylocie na Mistrzoswta Świata dostrzegłem jedną specjalną limuzynę dla Carla Lewisa i autobusy – dla reszty zawodników i trenerów USA.
Ben też już wykazywał poważne odznaki „odchyłki od normalności”, ale w nieco mniejszym wymiarze.
Potem przyszły Igrzyska Olimpijskie w Seulu, gdzie w kilka godzin po zwyciestwie Benowi obiecano jakieś poważnne miliony z reklam w Japonii, co trwalo jeden dzień. A zaraz póżniej – największa afera dopingowa w historii i totalna klapa.
Byłem wtedy członkiem sztabu szkoleniowego i obserwowałem dynamikę całej reprezentacji.
Ben z jego treneram o nazwisku Charlie Francis wymagali osobnego hotelu, specjalnego lekarza, masażystę – krótko mówiąc – państwo w państwie.
Cała reprezentacja mieszkala w wiosce olimpijskiej, a oni (z wyjątkiem trenera, który mieszkal z nami) – w najdroższych hotelach. Nic dziwnego, ze nikt ich nie mógł z zadrości scierpiecc. Czempion widzi sprawy inaczej – i masz babo placek.
Wygląda na to, że podobna sutuacja zaistniała w Polsce z Anitą Włoodarczyk i jej trenerem Krzysztofem Kaliszewskim na czele.
O konflikcie w ośrodku Chula Vista już pisałem w poprzednim tygodniu, jednak nie chodzi mi o szczegóły. Chodzi mi o przedstawienie filozoficznego spojrzenia na tą sytuację.
Wygląda na to, że Anita (a może to jej trener) zadarła z bardzo poważną grupą medalistów. Ta grupa zdobyła całą masę medali na Halowych Mistrzostwach Europy w Belgradzie tej wiosny oraz należy do ścicłej czołówki światowej, podobnie jak i ona.
Wprawdzie to tylko Włodarczyk zdobyła złoto w Rio a nie oni, więc może ten fakt ma wpływ na zaistniałą sytuację?
Mysle, że akurat nie.
Wygląda na to, że jest to kolejny, znany na świecie od czasóch starożytnych syndrom … zachłanności.
Okazuje się, że trener Kaliszewski dorabia na boku i trenuje katarską konkurencję dla reprezentantów Polski w młocie. To już jest wielkie „no-no” w światku sportowym. Na dodatek – wykombinował, że weżmie Anitę na obóz sportowy do Kataru. Dlaczego? Jestem przekonany,że Katarczycy płacą znacznie więcej niż PZLA, dalej – Katarze może trenowac Katarczyków a Anicie nikt z PZLA się nie przeciwstawi.
Prezesem PZLA został tej zimy mój kolega Henryk Olszewski. Super gość, pracowity trener, dorobil się ze swoimm wychowankiem Tomaszem Majewskim dwóch zlotych medali w pchnięciu kulą na igrzyskach w Pekinie i w Londynie.
Ma chłopina zagrychę – zadowolić wymagania Anity, pokazać trenerowi „kto tam rządzi”, i udobruchać cała reszte reprezentacji.
Jak na razie – Anita z trenerem dalej siedzą w USA, reszta reprezentacji – już Polsce, telefony się urywają – a na spokojną robotę „u podstaw” czasu i spokoju nie ma.