Ogórki, ogórki …
Ogórki, ogórki …
Koniec sierpnia zwykle charakteryzuje się, co tu dużo mówić – nudą.
W większości sportów letnich mamy do czynienia z końcem rozgrywek sezonu zasadniczego – i czekaniem na play-offy. Inne z kolei sporty jeszcze nie ruszyły na dobre, więc na dziś – trochę sportowego bigosu.
Zaczne od żużla.
Rozgrywki ligowe sezonu zasadniczego skończyły się zgodnie z oczekiwaniami znakomitej większości kibiców.
Jeśli chodzi o czołowe cztery zespoły: Falubaz, Sparta, Stal i Unia – to właśnie one wiodły prym od samego początku sezonu i tak też ten sezon zakończyły.
Teraz czas na play-offy i trudno, tak naprawdę, wytypować zwycięzców.
Sparta Wrocław wyglądała doskonale, ale pod koniec rozgrywek chyba straciła formę.
Falubaz z kolei wykazuje formę zwyżkową, ale nie będę zabawiać się we wróżke, więc poczekam.
Do końca również dobiega sezon na otwartych kortach tenisowych.
Zostało jeszcze jedno wydanie „Wielkiego Szlema”. W Nowym Jorku.
Zaczyna się ten znakomity turniej w przyszłym tygodnu i tak Polcy jak i Kanadyjczycy liczą na jakieś przełamanie, bo dla oby krajów ten sezon do dobrych nie należy.
Polacy liczą w dalszym ciągu na Agnieszkę Radwańską, a Kanadyjczycy na Milosa Raonica.
Obserwując jednak kanadyjską scene teniwową widzę jednak dodatkową szansę dla naszego przybranego kraju – na Denisa Szapowałowa.
Denis pokazał się z bardzo dobrej strony w Montrealu, gdzie niespodziewanie pokonał Hiszpana Rafaela Nadala.
Szapowałow jest on bardzo szybki, sprawny, potrafi już sporo i ma zaledwie 18 lat.
W tym wieku nie moża specjalnie się niczym przejmować, więc tzw. trema startowa chyba w jego przypadku nie istnieje.
Ciekawi mnie forma Rogera Federera. Odpuścił kolejne dwa turnieje przed US Open z powodu kontuzji grzbietu. Podobnie było w przypadkach obu wygranych turniejów w Australii i na Wimbledonie. Roger pokazal w tym roku, że może dokonac rzeczy niemożliwych, tym bardziej więc należy oczekiwać czegoś … nieoczekiwanego.
Piłka nożna w Europie dopiera zaczyna nabierać rozpędu, lecz transferowe lato pobiło już chyba wszelkie rekordy.
Wygląda na to, że szkolenie młodych piłkarzy należy do przeszłości.
Wielkie klubu opieraja się w znakomitej wiekszości na zakupie nowych i to coraz droższych zawodników.
Myślę, że zawodnicy nie sa coraz lepsi aby byli coraz drożsi. Chodzi tu przede wszystkim o „grę na pokaz” właścicieli klubów.
Największy transfer tego lata, to przejście Neymara z Barcelony do PSG Paryż.
Koszt – ćwierć miliarda dolarów.
Jeszcze do niedawna Christiano Ronaldo był najdroższym zawodnikiem, ale chyba już nie mieści się w pierwszej dziesiątce.
Oczywiście – takie transfery są tylko w klubach, których właścicielami są najbogatsi tego świata na sportowej arenie. Wygląda na to, że ci możnowładcy chcą tylko pokonać innych właścicieli na łamach mediów, bo dochód ze sprzedaży koszulek przecież takich wydatków nie pokryje.
Rozumiem, pieniądze w piłce to nie tylko sprzedaż gadżetów, lecz wpływy z reklam, praw telewizyjnych, biznesy „wiązane” itd.
Ciekawe jest to, że w klubach niemieckiej Bundesligi takiego szaleńtwa jednak nie ma. Po prostu udziałowcy mają sporo w takich przypadkach do powiedzenia.
Chyba niezłym pomysłem na finansowanie klubów piłkarskich jest model MLS, gdzie z góry ustala się górny pułap wydatków i wszyscy do tego pomysłu muszą się dostosować.
Na koniec – walka między Floydem Maywetherem i Conorem Mcgregorem.
26-go sierpnia okaże się, kto jest lepszy, bo obaj już wygrali potężne fortuny na największym chyba publicystyczno-sportowym „przekręcie”.