Sportowe szablony
Sportowe szablony
Właśnie przed chwila przeczytałem pewne opinie i informacje o trenerze kadry polskich piłkarzy – Adamie Nawałce. Przyznam – ma chłopisko ciekawą historie życiową, zresztą jak większość „baby-boomers”, którym najciekawsza część życia przypadła na okres PRL.
Nie chcę specjalnie rozpisywać się nad losem trenera, ale chciałbym się skupić na pewnych elementach jego teorii trenersko-sportowej. Jest ona czymś w miarę nowym na niwie polskiej piłki nożnej, trochę szablonowa i powszechnie uznana.
Chodzi o dyscypline zawodniczą, która powszechnie uznana jest jako naważniejszy element szkolenia.
Zwykle mówi się, że sport uczy charakteru i dyscypliny, tak wśród zawodników jak i trenerów. Tak też cały czas myślałem. No – nie cały czas. Dlaczego?
Obserwowałem wielkich mistrzów w różnych sportach przez lata i też przez lata moja opinia o tzw. „sportowym trybie życia” uległa dość poważnej ewolucji.
Zacznę od tego, że nigdy nie byłem piłkarzem (nożnym), jednak poważnie trenowałem dwa sporty: lekkoatletykę i piłkę ręczną. Dwa zupełnie różniące się od siebie, odrębne światy.
Sporty indywidualne mają to do siebie, że można w nich liczyc tylko na siebie.
Inaczej jest w sportach zespołowych, kiedy to „zespół”, a nie pojedyncza osoba, jest odpowiedzialny za wynik.
„Zespół” – fajna nazwa, jednak bardzo to trudny orzech do zgryzienia.
Najlepsi trenerzy potrafia dobrać członków zespołu w fantastycznie uzupełniajacy się sposób. Ten sposób polega na umiejętnym skompletowaniu „organizmu sportowego” z indywidualnych, często totalnie różniacych się od siebie „organizmów”.
Problem jest w tym, że sprawa nie jest prosta. Otóż każdy „indywidualny” organizm ma swoje wady i zalety, które odpowiednio połączone z innymi wadami i zaletami „innych organizmów” umożliwiaja lub uniemożliwiaja stworzenie całkowicie scementowanego i hermetycznego zespołu.
Wielcy trenerzy jak Guardiola, Górski, Ferguson czy Nawałka potrafili sobie z tym problemem dać rade.
Potrafili również wprowadzic dyscyplinę, która jest jakby pierwszym stopniem „sportowego trybu życia”.
Adam Nawalka czy Pep Guardiola są, powiem, obsesyjni na punkcie dysypliny. Mam na myśli nie tylko dyscypline na boisku, ale i poza, dyscyplinę treningu indywidualnego, odżywiania, higienicznego trybu zycia.
Na papierze ładnie to wygląda i może być skuteczne do czasu, kiedy największa gwiazda zespołu jest po stronie trenera. Jeśli jednak coś w zepole nie zagra, natychmiast dają o sobie znać przywary, ukryte zawiści i wiele innych. Zespół przestaje funkcjonować.
W sportach indywidualnych mamy do czyniania z zespołem „zawodnik-trener”. Ci najlepsi praktycznie wszystko o sobie wiedzą, na bieżąco trenują codziennie, przez lata i zwykle dobierają się na zasadzie dobrze funkcjonującego małżeństwa. Taka automatyczne dysciplina sportowa.
Trener ma doskonałe rozeznanie praktycznie we wszystkich sprawach – tak sportowych jak i poza.
Mimo to jednak, nie wszyscy mistrzowie mogą być przykładami typowo przyjętego obrazu „sportowego trybu życia”. Wymienię tu moich kolegów po fachu: Władek Komar, Rocky Bruch, Brian Oldfield i wielu innych. To wielcy czempioni, trudni w prowadzeniu i stanowiący totalne zaprzeczenie „przykładu sportowca”.
Nasuwa się jednak pytanie, czy narzucenie im kajdanów dyscypliny nie stworzyłoby negatywnego dla nich środowiska? Może niektórzy mogą najlepiej funkcjonować właśnie w takim bałaganie?
Do legend należy powiedzenie Ernesta Pohla: „Ehnest pije, ale strzylo”. Ten sam Ernest dbał jednak o Włodzimierza Lubańskiego, bo wiedział, że taki talent wymagał specjalnej, innej opieki.
Paul Gascogne, George Best czy nawet Kazimierz Deyna do aniołków nie należeli, jednak na boisku nie mieli sobie równych. A tylko o to przecież w rzeczywistości chodzi!
Dla trenera, widza czy wlaścicieli klubu wynik jest naważniejszy, jednak każdy postrzega ten wynik z innej perspektywy. Właściciel – z perspektywy biznesu, strat i zysków, kibic – z perspektywy dziwnej osobistej satysfakcji utożsamiania się z „klanem zwycięzców”, a dla a trenera – nigdy niekończącą sie zagadką.
Zapytałem kiedyś znakomitego trenera Zygmunta Szelesta o sposób osiągania tak znakomitych wyników jak on.
Odpowiedział: „Panie kolego. Trzeba podchodzic do każdego zawodnika indywidualnie. Szblony spełniają swoją rolę tylko w biurach architektonicznych”.