Przedolimpijskie zapasy polityczne
Przedolimpijskie zapasy polityczne
„Chleba i igrzysk” domagali się starożytni kibole.
Do tego dołączyła już dawno polityka i przy okazji Igrzysk Olimpijskich (nie ma znaczenia czy to letnie, czy zimowe) świat polityczny budzi się po to, aby załatwic swoje brudne sprawy rękami (nogami czy głowami) sportowców.
Kiedyś świat wstrzymywał wojny i dech co cztery lata. Teraz – co dwa lata … i niczego nie wstrzymuje.
A przede wszystkim – nie wstrzymuje utarczek politycznych.
Zacznijmy od Rosji. W 2014 roku była gospodarzem Igrzysk w Soczi.
Igrzyska były imponujace i Rosjanie wygrali klasyfikacje medalową i punktową z miażdżąca przewagą.
Niemiecki szef MKOL Thomas Bach tylko zacierał ręce, bo kasa wpłynęła znakomita. A tylko o to MKOL–owi chodzi. O kasę.
Potem wybuchła bomba dopingowa. Okazało się, że Rosja szprycowała się dopingiem jak za najlepszych starych czasów ZSRR. Ktoś jednak coś powiedział i, koniec końców, reprezentacja rosyjska została skreślona z listy państw uczestniczących.
Wydawałoby się.
Otóż MKOL, jak już wspomniałem, to wielki biznes. Skreślając Rosję z listy członków nie ma najmniejszego ekonomicznego sensu. Ba, nie tylko ekonommicznego, ale politycznego.
Rosja – to jeden z największych graczy na arenie światowej. Niecy dobrze wiedzą, że tylko z Rosją muszą się w Euroie liczyć i niemiecki szef MKOL nie może, z pewnością, spokojnie spać balansując wspomniane problemy.
Poszedł jednak po rozum do głowy i wymyślił wyjście z sytuacji: zawodnicy rosyjscy będą dopuszczeni do igrzysk, jednak nie będę startowa pod flagą rosyjską.
Na takie rozwiązanie zgodził się Putin, a to daje do myślenia.
Popatrzmy – w Korei będzie startować około 500 reprezentantów i reprezentantek Rosji. Prawie tyle samo, ile w Soczi. Wszyscy będą mieć „Rosję” napisaną na plecach. Wystarczy?
Zwykle gospodarze mają najliczniejsze reprezentacje, ale liczba olimpijczyków jest utalana na podstawie osiągnięć na zawodach klasy międzynarodowej. Korea będzie chciała miec najliczniejszą reprezentację, ale wyniki koreańskich czempionów w sportach zimowych nie są tak immponujace, jak rosyjskie. Ale do czeo głowa? Jest rozwiązanie: połączyc reprezentacje obu Korei i już!
Do takiej sytuacji dojdzie po raz pierwszy w historii i, pozornie, ruch olimpijski mógłby szczycić się jednym z największych politycznych osiągnięć.
Taka analiza byłaby chyba zwodna. Wprawdzie MKOL do politycznych wielkich sił należy, ale chyba tylko w jednym zakresie – ekspozycji marketingowej.
Wystarczy spojrzeć w przeszłość: 1972 – zamach na Izraelczyków, 1976 – apartheid, 1980 – bojkot w Moskwie, 1984 – bojkot w Los Angeles. W efekcie – Zachód (a przede wszystkim USA i wielki biznes) wygrywa wszystkie kolejne batalie polityczne po takich właśnie zdarzeniach.
Niemcy już są zjednoczone, Wietnam też – kolej na Koreę.
Jestem prekonany, że decyzja Bacha jest tylko zasłoną na pozakulisowe intrygi i zapasy polityczne.
Tylko naiwni myślą, że świat jest rządzony przez poszczegolne kraje dla swoich obywateli.
Przez ostatnie pokolenia nastąpił przewrót w kierunku globalizacji, tak więc indywidualne roszczenia, życzenia czy cele poszczególnych państw, narodowości są mniej i mniej ważne.
Obserwując bacznie ruch olimpijski przez lata można to dość wyraźnie zaobserwować.
Od samego początku wprowadza się flagę olimpijską na stadion w dniu otwarcia. Powiewa on przez cały okres trwania zawodów i jest ściągana podczase ceremonii zamkniecia. Potem – jest przekazywana kolejnemu gospodarzowi … i tak dalej.
Niby fajny, ludzki gest. Pewnie, że ludzki, jednak ma ten gest również dodatkowe podłoże: ciągłości wywierania wpływów.
Ktoś romatyczny może powiedziecc- wpływów olimpizmu, współpracy i współzawodnictwa, Tak, ale i więcej. Możliwośći manipulowania mediami, wpływu na młode umysły, łapanie dodatkowych rynków.