Trening młodzieży (1)
Trening młodzieży (1)
Bardzo modnym tematem w ostatnich latach jest krytyka tzw. wczesnej specjalizacji w sporcie.
Krytykują wszyscy – młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni, osoby znające się na sporcie i te – nieznające się. Przyglądam się temu i nie mogę się nadziwić pobudkom ku takiej krytyce.
Nie jest przecież żadna tajemnicą, że społeczeństwa, a szczególnie te w tzw. krajach rozwiniętych po prostu tyją.
Przyczyna tycia jest brak równowagi w ilości kalorii pobranych w stosunku do kalorii użytych na pracę organizmu. Tak jest u istot ludzkich jak i zwierząt. Otyłe psy i koty – to też bardzo popularny obrazek.
Aby zmniejszyc ilość kalorii pobranych – należy zmniejszyc i zmienić ilość i jakość jedzenia.
Aby te kalorie spalić – trzeba po prostu więcej się ruszać.
Wychowałem się w czasach bez telewizora, bez nadmiernej opieki rodzicielskiej, na zabawach na podwórku i na ulicy z kolegami. Nie było czasu na jedzenie, więc nikt z moich rówieśników nie był otyły.
Byliśmy aktywni praktycznie cały dzień.
Pierwszym takim zderzeniem się z obecną rzeczywistościa był mój przyjazd do Kanady, gdzie jedzenia nie brakowało, a często – było w nadmiarze. Musiałem się pilnować, mimo, że codziennie prowadziłem 4-5 godzin treningu bardzo aktywnie w nim uczestnicząc.
Zauważyłem też sporo potencjalnych zawodników w procesie selekcyjnym, niestety – często otyłych.
To był początek lat 80-tych.
Od tego czasu jest tylko gorzej.
W latach 80-tych w Kanadzie dzieci miały jedna godzine wychowania fizycznego dziennie.
Z biegiem lat programy te ograniczono i teraz, praktycznie, w wielu szkołach nie ma „wu-efu” wcale.
Nauczyciele są na permanentym strajku, nie uczestniczą i nie organizują żadnych treningów sportowych w szkolach, więc obowiązek zapewnienia dzieciom ruchu sportowego spadł na barki rodziców.
Rodzice, a szczególnie ci, którzy do Kanady przybyli niedawno, nie maja czasu na dodatkowe zajęcia wieczorne, więc, często, dzieci zostają w domu.
W dobie telewizji, internetu, smartfonów itd, siedzący tryb życia – to już powszechna zaraza.
Dodatkowo – wyłączność kilku firm na proodukcję żywności na świecie sytuację tą zaognia. Przecież chyba wszyscy wiemy, że obecna żywnośc już w tylko w bardzo małym stopniu przypomina prawdziwą, naturalną. Na domiar złego, wszechobecny cukier skraca czas zdrowej aktywności człowieka do okresu niespotykanego wcześniej.
Oczywiście, długowieczność się statystycznie zwiększyła, lecz tylko kosztem kupowania wielku innych pigułek, leków itd.
Sprawa ma się tragicznie i trzeba coś z tym zrobić.
Na temat wyżywienia nie będę się wypowiadał. Wprawdzie coś tam wiem, jednak specjalistą nie jestem.
Znam się natomiast na sporcie i wychowaniu fizycznym, więc na tym się skupię.
Kochani: czas się za siebie zabrac i poświęcic więcej uwagi dzieciom. Czym skorupka za młodu nasiąknie …
Zacznę od najwcześniejszych lat.
Dzieci powinny być aktywne nawet wtedy, kiedy jeszcze nie chodzą.
Jednym z najlepszych „treningów” jest zabawa w wodzie.
Woda, to najnaturalniejsze środowisko dla nowonarodzonego „szczęścia”. W końcu spędziło swe pierwsze 9 miesiecy w takim właśnie środowisku.
W naszych okolicach (Toronto, Mississauga, Brampton) znajduje się sporo pływalni, na których są prowadzone zajęcia „aktywności wodnej” dla nowych mam z niemowlakami.
Wspaniała zabawa i doskonała okazja do poznania nowych ludzi, nawiązania przyjaźni i kontynuowania zajęc fizycznych w późniejszych latach.
Dalej – okres raczkowania i chodzenia.
Tak się jakoś naturalnie się dieje, że pierwsze dwa lata raczkowania i chodzenia są zupełnie wystarczające dla dziecka w zakresie potrzeb ruchowych.
Najważniejsze jest spedzanie jak największej ilości godzin na swieżym powietrzu. Oddawanie dziecka do „kindergarten” może jest i wygodne, jednak sama ilość ruchu w wiekszości tych placówek jest niewystarczająca.
Wiecej – już o prawdziwym trening mlodzieży – w następnym wydaniu.