Wiosna i sporty motorowe
Wiosna i sporty motorowe
Zwykle początek sezonu sportów motorowych, a mam na myśli F1 i żużel, zwiastuje początek jakiegoś odrodzenia w sporcie, bo to zawsze przypada na wiosnę.
Wprawdzie F1 sezon rozpoczęła już dwa tygodnie temu w Astralii, to jednak polska liga żużlowa musiała poczekać aż do początku kwietnia.
W Australi, tak się składa, nigdy takiej typowej zimy nie ma, więc większość sportów można rozgrywać niejako z marszu – włączając żużel.
Wprawdzie niepisanym królestwem żużla jest Polska, jednak to właśnie w Australii większość dobrych żużlowców spędza europejska zimę trenując na tamtejszych torach.
Sport motorowy w Australii jest popularny nie mniej niż w Europie, stąd też taka naturalna ciągłość sezonów.
Grand Prix F1 kończy letni sezon na antypodach i zaczyna coroczny cykl, co tu dużo mówić – światowy.
Tym razem jest jakoś inaczej. Niby tak samo, ale – inaczej.
W ubieglym weekendzie, w Bahrajnie, obserwowaliśmy drugie wydanie Grand Prix w F1, kiedy spodziewaliśmy się powrotu do starego porzadku – Mercedes i potem Ferrari.
Nic z tego.
Sebastian Vettel znów wygral. Wprawdzie Kimi Raikkonena nie było na podium, tylko właśnie Mercedesiacy, to jednak w przypadku „normalnego” przebiegu wyścigu pewnie to właśnie on stworzyłby największe zagrożenie dla Vettela.
Dlaczego tak twierdzę? Ano – bo pierwszy krok w drodze po drugie z rzędu zwycięstwo Niemiec postawił w sobotę, rzutem na taśmę wydzierając pole position z rąk właśnie Kimi Raikkonena. Pierwszy rząd startowy obstawiły Ferrari, za nimi zakwalifikowały się Mercedesy, a czwarty Lewis Hamilton dodatkowo został cofnięty o 5 pozycji na starcie, za wymianę skrzyni biegów.
Wygranie wyścigu to kombinacjatechnologii, taktyki oraz szczęscia.
Tym razem szczęśćie nie dopisało Finowi. Jechał doskonale do momentu, kiedy to podczas pit stopu potrącił mechanika i został zatrzymany przez zespół, ponieważ w jego maszynie nie zmieniono tylnej opony. Mechanik wylądował w szpitalu ze złamaną nogą.
Sam zawodnik powiedział: „ Zapaliło się zielone światło, a ja nie widzę, co się dzieje z tyłu. Niestety ktoś ucierpiał, ale moim zadaniem jest ruszenie po zmianie świateł”.
Może według polskiego przysłowia „pierwsze śliwko robaczywki”?
Ruszyła też polska liga żużlowa i na sam początek – wielkie uderzenie. Powtórka ubiegłorocznego finału
Sparta Wrocław z Unią Leszno we Wrocławiu.
Mecz był zacięty i naszpikowane gwiazdami Leszno było faworytem. Skończyło się remisem, chyba tylko dlatego, że tor wrocławski był przygotowany wyjątkowo dobrze … pod swoich zawodników.
Przyznam, że wszystkie tory są przygotowywane „pod gospodarzy”, jednak wrocławscy specjaliści wykonują to zadanie najlepiej w całym kraju. Najlepiej – pod swoich.
Byłoby dobrze mieć standardowy sposób na przygotowywanie nawierzchni, ale trzeba przyznać, że wszystkie obiekty są swoiście specyficzne, więc standaryzacja nie ma sensu. Dodatkowo – przecież o ten smaczek przewagi własnego toru właśnie chodzi.
W meczu gigantów najlepszy w ekipie gospodarzy był Maciej Janowski. Presja spotkania tradycyjnie tego zawodnika nie zdeprymowała, a gdy wyprzedził Jarosława Hampela, postawił kropke nad „i”. Zatem u progu sezonu szybkości nie brakuje. Nie czas jednak na wyciąganie daleko idących wniosków po jednym meczu.
Janowski był zdecydowanym lidere wrocławian.
Z kolei Unia może być zadowolona z postawy młodzieży. Dominik Kubera i Bartosz Smektała ścigają się już jak prawdziwi zawodowcy. Sa znacznie lepsi niż przed rokiem i to właśnie oni skutecznie zastępowali kontuzjowanego Piotra Pawlickiego.
Najlepszym zawodnikiem Unii ubieglej niedzieli był Jarosłaaw Hampel.
Najlepszym z kolei zawodnikiem całej kolejki ostał obwolany Bartosz Zmarzlik z gorzowskiehj Stali.
Udowodnił, że w Gorzowie nie ma sobie równych. Wykręcił najlepszy czas dnia, a wspólnie z Rafałem Karczmarzem raz udało mu się wygrać podwójnie. Później zdołał wygrywać biegi w parze z Linusem Lundstromem i Krzysztofem Kasprzakiem. Ma znakomity wpływ na kolegów z zespołu.
Do niespodzianki należy porażka Falubazu, ale może to znów jest tak jak we wspomnianym wcześniej przysłowiu: „pierwsze śliwki robaczywki”.