Przywódcy
Przywódcy
Ostatnie kilka tygodni obfitowało w wiele sportowych i pozasportowych wydarzeń, w których można dopatrzeć się wspólnego mianownika: przywództwa.
Wszystkie organizacje, zgrupowania społeczne, ba – nawet stada zwierząt, mają swoich przywódców.
Taki społeczny układ czy też porządek jest chyba zakodowany w naszych genach i znakomita większość ludzi na przywódców absolutnie nie nadaje się.
Przywództwo – to talent. Często przywódcy nawet nie zdają sobie sprawy ze swego talentu, dopiero ekstremalne sytuacje niejako ich do roli wodza wprowadzają.
Mój ojciec, weteran Kampanii Wrzesniowej 1939, wspominał wiele razy od dwóch przypadkach, które takie zjawisko niejako potwierdzają. Były to dwa przypadki zwykłych szeregowców, którzy w ogniu niemieckiegi najeźdźcy przejęli dowództwa dwóch kompanii w swoje ręce, w momencie kiedy profesjonalnie wyszkoleni oficerowie psychicznie nie podołali.
Psychicznie? Tu zaczyna się ta wiodąca nić, której chcę się dzis trzymać.
Koszykarski zespół Toronto Raptors odpadł wczoraj z walki o mistrzostwo NBA, zmiażdzony przez zespół Cleveland Cavaliers.
De facto – to niekwestionowany lider LeBron James po prostu zrobił to co chciał.
Sam zespół z Ceveland borykał się z kłopotami przez cały sezon i w pewnym momencie Toronto prowadziło w Konferencji Wschodnie z tak wielką przewagą, że zaczynaly się wątpliwości co do zakwalifikowania się do fazy play-off przez LeBrona.
To właśnie LeBron, a nie trener czy administracja doprowadził do generalnych zmian w zespole po przerwie „All Stars” i od tego czasu sprawy wróciły do normy.
Seria z Indianą zcementowala zespół i Raptorsi zostali „zjedzenia na śniadanie”.
LeBron James pokazał po raz kolejny całemu światu, że nie tylko jest najlepszym koszykarzem, ale także wielkim przywódcą. Statystyki mówią same za siebie. Nie chodzi mi o ilość zdobytych punktów, ale ilość zbiórek, a przede wszystkim – asyst.
Otóż LeBron James jest znakomitością, która „zaraża” sukcesem kolegów w zespole. Wszyscy w zespole przeskakują na znacznie wyższy poziom grania, na który z pewnością nie wspęliby się sami, bez jego wpływu.
LeBron zawsze mówi „my”, a nie „ja”. Słuchając jego wypowiedzi nie wyobrażam sobie nikogo w jego zespole zabierania głosu w sportowych sprawach ich światka, czyli klubu.
Z kolei zespól torontońskich Raptorsów ma duet przywódców. Przywodców?
Własnie – Kyle Lowry and DeMar DeRozan … oraz rapper Drake.
Ta kombinacja już chyba mówi sama za siebie.
Torontoński zespół miał wspaniały sezon zasadniczy, jednak najwiecej zasług widzę w tym osiagnięciu w profesjonaliźmie trenera Dwane Casey.
Trenuje on już ten zespół od 7 lat i co roku widać postępy w jakości gry.
Niestety nie przekłada się ta jego działalność na wyniki w play-offsach, w grach, gdzie idzie o wszystko.
Pepp Guardiola, chyba najlepszy obecnie trener na świecie w piłce nożnej ma swoją dość niewzruszoną zasadę taktyczną: domaga się w detalach pilnowania jego wskazówek na dwóch-trzecich (od swego bramkarza) boiska, jednak ostatnia jedna-trzecia należy do talentu zawodników.
Czyli, krótko mówiac, to zawodnicy wygrywają lub przegrwają mecze.
LeBron James jest tego najlepszym przykładem. Gra świetnie, podnosi swoją obecnościa wartość całego zespołu. Prawdziwy przywódca.
Podobną obecność na „polu walki”maja Ronaldo, Messi, Lewandowski i inni.
Niestety – w zespole torontońskich Raptorsów pierwszoplanowe postacie nie sa takiego kalibru, jak ci wcześnie wymienieni, co rzuca się w oczy w walce o wszystko.
Z pustego nawet Salomon nie naleje.
Odchodzący z Arsenalu geniusz trenerski piłki nożnej Arsene Wenger dokonywal przez wiele lat cudów.
Miewał zawrotne sezony, gdy duszą jego drużyny był Patrick Vieira, francuski środkowy, dowódca pola pełna gębą. Gdy ten odszedł, ekipa gwiazd już nie lśniła i, niestety – kibole i administracja klubu nie byli zadowoleni. Resultat – trener odchodzi.
W chwili obecnej spodziewać się można kolejnej ofiary trenerskiej. Wygląda na to, ze najlepszy trener w Toronto zapłaci głową za brak lidera wśród zawodników.