Koszykówka po tej stronie „wielkiej wody”
Koszykówka po tej stronie „wielkiej wody”
Sezon sportowy w Ameryce Północnej w całej pełni. Wszystkie „wielkie” zespołowe sporty zawodowe są w akcji. Niektóre kończą swoje rozgrywki, inne – właśnie zaczynają.
Przyznam, że hokej interesuje mnie średnio, baseball – prawie wcale, piłka nożna – cienka, wolę oglądać Europę. Na amerykańskim futbolu prawie wcale się nie znam. Zostaje koszykówka.
Koszykówka zawsze mnie interesowała, jednak od czasu emigracji do Kanady – mój poziom zainteresowania się tym sportem podskoczył o kilkanaście szczebli. Nie ma ligi lepszej na świecie niż NBA! Ba – nie ma lepszych rozgrywek koszykarskich niż March Madness!
Moje zainteresowanie było zwykle czysto sportowe, jednak obserwacji poczynań torontońskich Raptorsów wręcz narzuciły mi potrzebę obserwacji rozgrywek także tych … pozakulisowych.
Rok 2018 jest jednym z najciekawszych w dość krótkiej historii torontońskiego profesjonalnego zespołu.
Zacznę od strony sportowej: Raptorsi nigdy w historii nie byli tak dobrzy w rundzie zasadniczej.
Rekordy, rekordy … a potem dość żenujące play-offy.
To nie jest tak, że jesteśmy tu, w Toronto cały czas raczkującem zespołem. Już w w latach 2000-2002 Vince Crater i jego „banda” doskonale spisywali się w play-offach i tylko nietrafiony rzut w ostatniej sekundzie przez Cartera w 2002 roku odebrał im szanse na finałową czwórkę.
Toronto zawsze było spragnione koszykówki, o czym najlepiej świadczą rekordy oglądalności meczów.
Właśnie także Toronto jest do dzisiaj mistrzem oglądalności w całej lidzie NBA.
Stona sportowa – stroną sportową, lecz Toronto jest również mistrzem dramatów.
Nie będę rozpisywał się o tych z historii, lecz tylko z bieżącego roku.
Zacznę od tego, że właścicielem zespołu jest konglomerat Maple Leaf Sport & Entertainment i organizacja ta była zadowolona z siebie, bo zespół hokejowy (Maple Leafs) zawsze przynosił dochody.
Inaczej jednak potoczyły się losy drużyny koszykarskiej i cały biznes zaczął podupadać.
Podkreślę tu różnice między fanami hokeja a fanami koszykówki czy piłki nożnej. Hokej w Toronto to świętość. Kibicom nawet nie chodzi o wygranie. Chodzi o pokazanie się na meczu.
Kibole piłki czy koszykówki chcą wygranych, a gdy ich nie ma – nie przychodzą na mecze. Krótko i prosto.
MLSE postanowiło poprawić sytuację koszykarską i zatrudniło w 2011 roku trenera Dwayne Caseya, a w 2013 roku – nowego prezydenta o nazwisku Masai Ujiri. Z chwilą ich przybycia, nastąpiły dobre czasy dla Raptorsów.
Podczas całej prezydentury Masai Ujiri zespół kwalifikował się do play-offów wygrywając w międzyczasie swoją „Atlantic Division” czterokrotnie.
Masai jest ambitnym prezydentem i chce, aby zespół należał do ścisłej czołówki NBA.
Niestety, podstawowa dwójka liderów Kyle Lowry i DeMar DeRozan, mimo, że spisywała się świetnie podczas zasadniczego sezonu, w play-offach regularnie zawodziła.
Masai zdecydował po sezonie na wielkie ryzyko. Pozbawił pracy trenera Casey’a i zrobił biznesową wymianę DeRozana na amerykańską znakomitość o nazwisku Kawhi Leonard, chyba #3-4 na firmanencie amerykańskiego gwiazdozbioru koszykarskiego, którego jedynym problemem jest „wytrzymałość” lub jej brak na kontuzje. Kawhi jest znakomitością, jednak bardzo te kontuzje mogą zaważyć na wyniku całego ryzykownego ruchu Ujiri.
Wprawdzie w sobotę Raptorsi wygrali z Washington Wizards bez Kawhi, jednak na dłuższą metę bez niego spodziewanego sukcesu nie widzę.
Wszystkie zmiany personalne w sporcie wyczynowym wymagają czasu, aby ocenić skuteczność ruchu, jednak dobrą stroną sportu jest to, ze wyniki widać dość szybko.
Ważny jest też trener.
Dwayne Casey jest doskonałym trenerem, Lowry i DeRozan – doskonałymi zawodnikami, jednak coś zawsze nie grało w play-offach. Myślę, że odporność psychiczna DeRozana była najsłabszym ogniwem i, chyba, podobnego zdania był Masai.
Kawhi już zdobył Mistrzostwo Świata, więc nie widzę powodu, aby miał się spalać psychicznie. Myślę, że to dobry wybór.
Z kolei – podziwiam Masai Ujiri, bo zaryzykował swoją pozycję w świecie koszykówki.
Dokonał jednak zmiany, o której wszyscy przywódcy wiedzą: „jeśli niczego nie zmienisz, to nie oczekuj zmiany wyników swych akcji”.